Możemy wreszcie na spokojnie podsumować niedzielny wyścig o GP Belgii. To było jubileuszowe, bo pięćdziesiąte GP Belgii na torze Spa-Francorchamps. Tym samym ten legendarny tor dołącza do ekskluzywnego klubu, w którym są również Silverstone, Monza oraz Monako.
Lewis Hamilton (P1) - Lepiej drugiej części sezonu Hamilton nie mógł zacząć. Bardzo dobra forma przez cały weekend (w zasadzie bezbłędny). Wydawać się mogło, że kontrolował cały wyścig, ale Vettel od startu do mety był jak cień. Jedyna szansa na przegranie wyścigu pojawiła się tuż po restarcie za samochodem bezpieczeństwa. Zarówno Hamilton jak i Vettel podczas neutralizacji zmienili opony. Jako, że w Mercedesie nie było już wolnych ultramiękkich opon to Lewisowi założono po raz kolejny miękką mieszankę. Vettel zdecydował się na ultramiękką. Szybsze opony plus restart (patrz możliwość utrzymania się bardzo blisko Lewisa) to niemalże doskonały przepis na udany atak. Niestety, wydaje się, że Vettel zbyt dobrze wznowił rywalizację i przed Eau Rouge znalazł się tuż za Brytyjczykiem, dlatego musiał nieco odpuścić. Wjeżdżając na prostą Kemmel Vettel musiał już rozpocząć manewr wyprzedzania (w innym wypadku doszłoby do kontaktu). Tak rozpoczął się najzwyklejszy drag race do Les Combes. Mercedes będący szybszym na prostej odparł z łatwością atak Seba. Do końca wyścigu jednak Niemiec czekał na błąd trzykrotnego mistrza świata, ale ten nigdy nie nadszedł. I tak po 12 wyścigach różnica w klasyfikacji generalnej to tylko 7 punktów. Mega ciasno. Statystycznie to weekend marzeń Brytyjczyka. W sobotę wyrównał rekord wszechczasów w ilości zdobytych PP (pobijając tym samym 47-letni rekord Jackiego Stewarta w średniej prędkości okrążenia kwalifikacyjnego), a niedzielę w swoim 200. wyścigu w karierze zwyciężył po raz piąty w tym sezonie. Po raz trzeci zrobił to w Spa, a po raz 58. w karierze. Do Schumachera dzierżącego rekord pozostało jeszcze sporo, bo 33 wygrane. Hamilton jest dopiero siedemnastym zawodnikiem, który wystąpił w co najmniej 200 wyścigach w F1. Nie jest on jednak jedynym zawodnikiem, który zwyciężył podczas swojego 200 GP. Inni to Schumacher (GP Europy 2004), Button (GP Węgier 2011) oraz Rosberg (GP Singapuru 2016). Dla Mercedesa to trzeci tryumf z rzędu w Belgii. Wygrana Lewisa spowodowała, że wciąż żaden z kierowców nie wygrał dwóch wyścigów z rzędu w tym sezonie (dopiero drugi przypadek (pierwszy w 2012 roku) od 1986, kiedy to w pierwszych dwunastu wyścigach nie zanotowano tzw. back-to-back).
Sebastian Vettel (P2) - Bardzo dobry wynik Seba biorąc pod uwagę charakterystykę toru. Kierowca Ferrari nawet był nieco zdziwiony, że bez problemu przez cały wyścig utrzymywał tempo Lewisa. Sam Hamilton powiedział, że nie jest pewien czy w odwrotnej sytuacji zdołałby to zrobić. O samej próbie wyprzedzania pisałem wyżej. Dodam jedynie, że Ferrari nie musi być skazane na porażkę u siebie czyli w najbliższym GP Włoch. O ile Mercedes odskoczył o kolejne kilka punktów to w klasyfikacji kierowców wciąż ciasno. Jestem ciekawy czy Europę kierowcy opuszczą mając tyle samo punktów. A teraz garść statystyk. To dziewiąte podium Niemca w tym sezonie (najwięcej z całej stawki), a pierwsze w Belgii od 2013 roku. Ponadto, Vettel zaliczył najszybsze okrążenie podczas wyścigu (pierwszy raz w tym sezonie). Było to 30. najszybsze okrążenie Seba w karierze (więcej z aktualnej stawki mają Hamilton (37) i Raikkonen (45).

Daniel Ricciardo (P3) - Rewelacyjny wynik Australijczyka. W Red Bullu nawet nie liczyli na taki wynik przyjeżdżając do Spa. Oczywiście pomogła mu trochę kara Raikkonena, ale ten po neutralizacji znalazł się tuż na Danielem. Ten jednak dowiózł pudło do mety i może być jak najbardziej zadowolony. Kto wie co osiągnie na Monzy. Australijczyk stanął na podium po raz szósty w tym sezonie (na Spa to jego trzecie podium w ostatnich czterech latach).

Kimi Raikkonen (P4) - Przykro mi to pisać, ale średni, żeby nie powiedzieć słabszy wyścig Kimiego. Start miał dobry i plasował się zaraz za Bottasem. Niestety, głupia kara (trzeba powiedzieć dość surowa) 10 sekund stop-and-go z powodu braku redukcji prędkości podczas podwójnych żółtych flag za Eau Rouge przy usuwaniu bolidu Verstappena. Po części zgodzę się z Finem, bo kiedy przejeżdzał przez to miejsce bolid Holendra był już niemalże poza barierami. Status toru jednak wciąż był jako podwójna żółta flaga, więc kara jak najbardziej się należała. Kimi był jedynym kierowcą, który w tym miejscu nie odpuścił gazu. Tak jak jednak wspomniałem wg mnie został zbyt surowo ukarany. Efekt kary zminimalizowała późniejsza neutralizacja. Po restarcie razem z Ricciardo wyprzedzili przed Les Combes Bottasa. Jednak, przez ostatnie kilkanaście okrążeń Fin nie znalazł sposobu na wyprzedzenie Australijczyka. Wydaje mi się, że na tak szybkim torze wyprzedzenie Red Bulla nie powinno być aż tak karkołomne. No cóż... pozostaje cieszyć się z czwartej lokaty, ale po tym co Raikkonen pokazywał w piątek i sobotnie przedpołudnie chrapka była na więcej. Nie ma jednak co narzekać, bo kontrakt na następny sezon już ma!

Valtteri Bottas (P5) - Słabszy wyścig jak i cały weekend dla Valtteriego. Kompletnie ustępował tempem Hamiltonowi. Dopiero po przesiadce na miękkie opony odzyskał trochę prędkości. Mając jednak taki samochód zaspał przy restarcie przez co stracił dwie pozycje i ważne punkty dla zespołu i dla siebie. Kto wie czy po zwiększeniu się różnicy w klasyfikacji kierowców między zawodnikami Mercedesa do 34 punktów nie przyjdzie czas na przesunięcie wsparcia w stronę Hamiltona. Oczywiście, Bottas cały czas jest w bliskim zasięgu, ale polityka mistrzów świata może nie ułożyć się po myśli Valtteriego. Dla Fina to koniec passy 5 podiów z rzędu. Na pewno postara się wrócić na pudło już w najbliższą niedzielę.
Nico Hulkenberg (P6) - Rewelacyjny występ Hulka. Na pewno wynik ułatwiła mu sytuacja z kierowcami Force India. Niemniej jednak pokazał naprawdę dobre tempo przez cały wyścig. Myślę, że poza słabym startem, w którym stracił kilka pozycji to był bardzo dobry wyścig. To już trzeci w tym sezonie wyścig, który ukończył na szóstej pozycji (najwyższej w sezonie). Nadal ma monopol na zdobywanie punktów dla Renault (34 punkty).

Romain Grosjean (P7) - Bardzo udany i kompletnie niespodziewany finisz kierowcy Haasa. Po słabym piątku i nieco lepszej sobocie przyszła bardzo udana niedziela. Podobnie jak w przypadku Hulka pomogli trochę kierowcy Force India, ale nie odbieram tempa Francuza. Jechał bardzo równo i bez większych błędów. Dzięki punktom Francuza zespół Haasa ma w tej chwili więcej punktów niż w całym zeszłym sezonie (pamiętajmy, że jeszcze przed nami osiem wyścigów).

Felipe Massa (P8) - Kolejne zaskoczenie na liście punktujących w tym wyścigu. Dla Felipe 8. pozycja po takim słabym weekendzie smakuje jak zwycięstwo. Korzystał na błędach i awariach innych dzięki czemu dowiózł ważne punkty na metę. Na pewno nie mógł liczyć na więcej.

Esteban Ocon (P9) - Co to był za wyścig dla młodego Francuza. Rozpoczęło się od straty pozycji na rzecz Alonso, a na zjeździe do Eau Rouge doszło do (kolejnego w tym sezonie) kontaktu z Perezem. Pomimo, że w tym incydencie wina powinna pójść nieco w stronę Meksykanina myślę, że to był incydent wyścigowy. W końcu to początek pierwszego okrążenia, a obok kierowców Force India był jeszcze Hulk. Cały wyścig Esteban przejechał według mnie bezbłędnie. Niestety, hinduska stajnia nie zdobyła w zasadzie pewnych punktów za 7. i 8. lokatę przez drugą kolizję między kierowcami. O tym jednak więcej przy okazji opisu występu Pereza. Ocon pomimo przygód prezentuje niebywałą wręcz regularność. Tylko raz nie punktował w tym sezonie - w Monako.

Carlos Sainz (P10) - Po piątkowych sesjach treningowych Sainz był pewnie myśli, że start z pierwszej dziesiątki i walka o małe punkty będzie jak najbardziej w zasięgu. Niestety słaba czasówka popsuła nastroje w obozie Hiszpana. Wyścig jednak przyniósł niespodziewany rezultat. Awaria Verstappena i błąd Magnussena znacznie ułatwił finisz w pierwszej dziesiątce. Niemniej jednak to był dobry wyścig Sainza, o którego ponoć zabiega Renault. To pierwszy finisz Hiszpana w GP Belgii (w jego trzecim występie tutaj) i od razu w punktach.
Lance Stroll (P11) - Po sesjach treningowych i kwalifikacjach nikt nie spodziewał się walki o punkty zespołu Williamsa. Jednak niedziela przyniosła efekt w postaci 4 punktów Massy. W przeciwieństwie do Brazylijczyka Stroll pojechał mało wyraźnie i pomimo lepszej pozycji na starcie nie udało się zdobyć punktów (nawet pomimo problemów szybszych rywali).

Danil Kvyat (P12) - Rosjanin jest z siebie zadowolony po tym wyścigu. Nie liczył na jakieś punkty zbytnio po wielkich problemach z silnikiem w trakcie całego weekendu. Stąd przecież kara +20 pozycji do tyłu na starcie. Jednak całkiem dobra jazda przyniosła efekt w postaci nienajgorszego dwunastego miejsca. Myślę, że na nic więcej nie mógł liczyć.

Jolyon Palmer (P13) - Świetny początek weekendu i bardzo dobry występ w kwalifikacjach niestety nie przełożył się na dobry wyścig Brytyjczyka. Oczywiście kara 5 miejsc w tył po wymianie skrzyni biegów nie pomogła, ale po tym co pokazał Hulk walka o punkty była jak najbardziej możliwa tym samochodem. Trudny wyścig Palmera, który jak wody potrzebuje punktów. Na małe usprawiedliwienie miał trudniej niż kierowcy, obok których startował, bo przez awans do Q3 zmuszony został startować na używanych ultramiękkich gumach. Tak czy inaczej symboliczny punkt powinien trafić do niego, biorąc pod uwagę kolizje bolidów, Force India, awarię Verstappena i błąd Magnussena. Szczerze mówiąc liczyłem, że pojedzie dobry wyścig, bo cały weekend był szybszy od Hulkenberga. To dlaczego tak się stało to zupełnie inna sprawa.

Stoffel Vandoorne (P14) - Żartem mówiąc najlepszy kierowca wyścigu. Startując z P80 (P15 + 65 miejsc w tył) - to daje awans o 66 pozycji w klasyfikacji. A już tak całkiem serio to wydaje się, że dopiero wyścig obnażył wszelkie braki McLarena a w zasadzie silnika Hondy. Nie oszukujmy się punkty były zupełnie poza zasięgiem dla niego. Po cichu liczyłem na jakąkolwiek walkę Alonso, ale niestety nie udało się.

Kevin Magnussen (P15) - Jeden błąd przekreślił szansę na punkty Duńczyka. Mogły być podwójne punkty dla Haasa, ale przy wznowieniu wyścigu po neutralizacji Magnussen na dojeździe do szykany Bus Stop przyblokował przednią. Przez to wyleciał z toru i spadł na koniec stawki. Ponadto, musiał zjechać do alei serwisowej (blokada zniszczyła opony). Ostatecznie tylko P15. Słabo po prostu słabo.
Marcus Ericsson (P16) - Jako ostatni kierowca ujrzał flagę w czarnobiałą szachownicę. Po raz kolejny widać, jak słabym bolidem dysponuje Sauber w tym sezonie. Zeszłoroczna jednostka Ferrari nie pomaga, ale nadwozie też jest dalekie od ideału. Nie widzę nawet małego światełka w tunelu dla Saubera w tym sezonie.

Sergio Perez (P17) - Meksykanin został sklasyfikowany tylko dlatego, że przejechał ponad 90% długości wyścigu (zespół wycofał jego samochód na dwa okrążenia przed końcem). Kompletnie zawalony wyścig Pereza. Naprawdę miałem go za solidnego i naprawdę dobrego kierowcę, ale w tym sezonie to jak równia pochyła. Incydent za La Source na pierwszym okrążeniu już omawiałem przy okazji opisu występu Ocona. To co jednak wydarzyło się na 29. kółku to jednak zupełnie inna sprawa. Po pierwszej zmianie opon Esteban był przed Sergio. Meksykanin dodatkowo stracił jedną pozycję na rzecz Grosjeana. Chcą ją odzyskać zaatakował Francuza w Les Combes (opuszczając przy okazji tor). Za nieregulaminowe zyskanie przewagi Perez dostał karę 5 sekund. Po odbyciu kary i drugiej zmianie opon powrócił na tor. Najistotniejsze jest jednak to, że Ocon po swojej zmianie opon wyjechał za Meksykaninem. Będąc zdecydowanie szybszym wykorzystał błąd Pereza w La Source i zaatkował go przed dojazdem do Eau Rouge. Perez za wszelką cenę bronił swojej linii jazdy spychając Francuza na barierę. Tak doszło do kontaktu, w wyniku którego Ocon urwał kawałek przedniego skrzydła, a Perez przebił oponę. Najdziwniejsze jest to, że Meksykanin nie dostał żadnej, ale to żadnej kary za ten wybryk. Ostatecznie jadąc daleko za punktowaną dziesiątką zespół zdecydował o wycofaniu kierowcy z rywalizacji. Moim zdaniem Perez nie może pogodzić się z faktem, że debiutant, z którym przyszło mu jeździć jest bardzo szybkim kierowcą, który nie da sobą pomiatać. Imponuje mi spokój Ocona i jego uśmiech - to kierowca, któremu przyświeca dewiza "Let the driving do the talking".
Fernando Alonso (DNF) - Fantastyczny start Alonso, dzięki któremu awansował na P7. Niestety potem przyszła prosta Kemmel i zarówno Hulk jak i kierowcy Force India znaleźli się przed Hiszpanem. Tak jak pisałem w przypadku Vandoorne'a wyścig pokazał jak wiele tracą silniki w tych warunkach. Ostatecznie Alonso uważając, że jest coś nie tak z jednostką napędową (pomimo, że w garażu wszystko wyglądało w porządku) wycofał się z rywalizacji na 27. okrążeniu. Dla Hiszpana do szósty DNF w tym sezonie (trzeci w ostatnich czterech wyścigach). Najlepsza jednak była odpowiedź na pytanie dziennikarza po wyścigu. Pytanie brzmiało: Fernando jak długo jeszcze (będziesz to znosił)? Odpowiedź: Jeszcze osiem wyścigów przed nami. Tą puentą zakończmy.
Max Verstappen (DNF) - Nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak dużo pecha ma w tym sezonie Verstappen. Tak wielu kibiców, którzy przyjechali dopingować Holendra musieli obejść się smakiem, kiedy to Max zatrzymał swój samochód za Eau Rouge na 8. okrążeniu. Z tego co mówił Christian Horner silnik zawiesił się na czwartym cylindrze. Wielka szkoda, bo jak pokazuje sytuacja Ricciardo podium było do zdobycia. To dla Holendra szósty DNF w tym sezonie (cztery razy awaria, dwa razy kolizja - nie ze swojej winy). Wszystkie odbyły się w przeciągu pierwszych dwunastu okrążeń. Nie dziwi więc fakt, że Max przejechał w tym sezonie najmniej kilometrów (wliczając Alonso, który nie jeździł w Monako oraz Wehrleina, który nie startował w dwóch pierwszych GP).

Pascal Wehrlein (DNF) - W zasadzie nie ma o czym mówić. Już na okrążeniu formującym doszło do awarii tylnego zawieszenia w bolidzie Niemca. Po pierwszych dwóch okrążeniach Wehrlein zakończył swój udział w wyścigu. Kompletna klapa Saubera.
Podsumowując, za nami wyścig, w którym punkty zdobyło aż 8 zespołów (tylko w Baku punkty zdobywało więcej ekip). Może nie było to tak emocjonujące GP jak na przykład wyścig w Azerbejdżanie, ale mówiąc szczerze do samego końca zwycięzca nie był znany. Było wiele sytuacji pełnych napięcia i emocji (m.in. Perez & Ocon - dwukrotny kontakt), świetne manewry wyprzedzania i głupie błędy (tak Magnussen - o Tobie mowię). Zaskakującym jest fantastyczne tempo wyścigowe Ferrari, bo przecież nikt się nie spodziewał, że będą aż tak szybcy. To dobry prognostyk przed zbliżającym się już w najbliższy weekend GP Włoch w "świątyni prędkości" jak mówi się o torze Monza. Tam docisk będzie jeszcze niższy niż w Spa, dlatego ponownie faworytem będzie Mercedes. Jednak dzięki temu co mogliśmy oglądać w Belgii nie można skreślać stajni z Maranello, która przed swoimi kibicami będzie chciała odnieść upragnione zwycięstwo. Wszak ostatni raz wygrali tu w 2010 roku. Tym samym gorąco zapraszam na kolejne, cudowne widowisko jakim będzie kolejny weekend z F1!