Dziesiąta edycja GP Singapuru może być określona mianem małego cudu. To co wydarzyło się w niedzielnym wyścigu było naprawdę nieprawdopodobne. Myślę, a nawet jestem całkowicie przekonany, że żaden z kierowców nie był w stanie przewidzieć tego co stało się zaraz po starcie rywalizacji. Oczywiście jak to w Singapurze nie zabrakło wyjazdu samochodu bezpieczeństwa (i to trzykrotnie). Niespodzianką była również pogoda. Przed weekendem nic nie zapowiadało deszczowej aury w niedzielny wieczór. Deszcz jednak się pojawił zarówno przed jak i w początkowej fazie wyścigu. Kierowcy byli zmuszeni do startu na przejściówkach albo na pełnych deszczówkach (McLaren, Sauber, Renault, Williams, Force India oraz Magnussen). Niedzielne GP tym samym było pierwszym nocnym wyścigiem rozegranym w deszczowych warunkach w historii F1. Wyścig obfitował w różne wydarzenia jednak po raz kolejny zabrakło jakiejkolwiek walki o zwycięstwo. Zapraszam do podsumowania GP Singapuru.
Lewis Hamilton (P1) - Trudno w to uwierzyć, ale był to jeden z łatwiejszych (choć szczęśliwych) tryumfów Anglika w karierze. Po starcie szybko przeskoczył Ricciardo, a po kolizji czołowej trójki awansował na pozycję lidera, której nie oddał już do samej mety. Trzykrotnie musiał restartować wyścig po okresie neutralizacji, ale robił to bezbłędnie, bez trudu odjeżdżając goniącemu go Danielowi Ricciardo. Lewis doskonale czuł się zarówno na przejściówkach jak i ultramiękkich slickach. Ten wyścig nie mógł się ułożyć lepiej dla 3-krotnego mistrza świata. W zasadzie podarowana została mu pozycja lidera, której nie oddał do mety. Dla Brytyjczyka to 3. zwycięstwo z rzędu, 3. w Singapurze w ogóle, 7. w tym sezonie oraz 60. w karierze. Po raz drugi w karierze natomiast Hamilton zwyciężył po starcie z poza drugiej linii (pierwszy raz to GP Wielkiej Brytanii 2014). W tej klasyfikacji liderami są Alonso i Raikkonen, którzy tej sztuki dokonali 6-krotnie. Wygrywając, Lewis (przy DNF-ie Seba) zwiększył przewagę w klasyfikacji kierowców do 28 punktów. Jednak, jak pokazuje historia Vettel 2-krotnie przegrywał większą ilością punktów, a i tak mistrzostwa kończył na prowadzeniu. W 2010 roku Lewis prowadził 31 punktami po 13 wyścigach, a w 2012 roku do Fernando Alonso tracił 42 punkty po 11 rundach.

Daniel Ricciardo (P2) - Przed wyścigiem Daniel mówił, że nie da za wygraną i powalczy o P1. Początkowo wszystko układało się po jego myśli. Nawet nie do końca udany start był najlepszym co mu się przytrafiło. Nie był przez to uwikłany w incydent na starcie. Po pierwszym zakręcie był drugi za Lewisem. Wykorzystał drugi wyjazd SC (po wypadku Kvyata) i założył świeży komplet przejściówek. Liczył, że w tych warunkach powalczy z Lewisem. Niestety, nie udało się - ani na przejściówkach ani na slickach w drugiej części wyścigu. Zastanawiające było jego słabe tempo w tym wyścigu patrząc na fenomenalną formę Byków przez cały weekend. Po wyścigu okazało się, że Daniel przez całe zawody miał problemy z ciśnieniem oleju w skrzyni biegów przez co musiał oszczędzać samochód. Dlatego też, druga lokata jest naprawdę świetnym miejscem, z którego Ricciardo się bardzo cieszy. To siódme podium w tym sezonie Australijczyka (dla porównania - tylko 7 GP ukończył w tym sezonie Max Verstappen). Ponadto, Daniel przedłużył serię podiów w Singapurze do czterech z rzędu.

Valtteri Bottas (P3) - Chyba najlepszy możliwy wynik Bottasa w ten weekend. Gdyby po czasówce ktoś dałby mu to miejsce to przyjąłby je bez wahania. Przez cały weekend zdecydowanie ustępował Hamiltonowi. Kolizja Verstappena i duetu Ferrari dała mu trzecie miejsce. Na oponach przejściowych był dużo wolniejszy od Brytyjczyka, ale po zmianie na slicki trochę przyspieszył. Próbował zbliżyć się do Australijczyka, ale nie był na tyle szybki. Poza tym raczej bezbarwny wyścig Valtteriego. Fin kończąc wyścig na 3. pozycji zrównał się z Vettelem w ilości zdobytych podiów w tym sezonie (10). Nadal jednak od początku istnienia GP Singapuru w kalendarzu żaden zespół nie zdobył dubletu.

Carlos Sainz (P4) - Bardzo udany wyścig Hiszpana. Po sobocie liczył na drobne punkty, choć sam mówił, że raczej będzie się bronił niż atakował. W zasadzie tak też było, bo zaciekle i skutecznie bronił się przed Perezem. Jednak po starcie awansował na wysokie miejsce. Dołóżmy do tego awans o jedno oczko w wyniku odpadnięcia Hulka i mamy 4. miejsce. Poza tym Carlos pojechał dojrzale unikając błędów w tych zdradliwych warunkach. Tym samym uzyskał najlepszy wynik w historii startów w F1 (wcześniej najwyższą pozycją na mecie było 6. miejsce). Na zdjęciu poniżej mamy jasno pokazane jak stary był pedał gazu w jego bolidzie. Widać ewidentnie, że cisnął mocno przez cały wyścig. Z wyniku cieszył się tak bardzo, że przełożył lot na następny dzień, żeby móc trochę poświętować.
Sergio Perez (P5) - Doskonały wynik Meksykanina. Piąte miejsce było chyba maksimum, choć próbował przeskoczyć Sainza. Na pewno trochę zaszkodził start na pełnych deszczówkach przez co zmuszony został do zmiany na przejściówki podczas drugiego wyjazdu safety cara. Trudno jednak jest stwierdzić jak jechałby na przejściówkach na starcie (może popełniłby błąd i nie ukończyłby zawodów). Koniec końców bardzo udane zawody Sergio. Ricciardo ma swoją serię podiów w Singapurze, a Perez swoją, ale nieco inną. Odkąd startuje w F1 zawsze wyścigi na torze Marina Bay kończy w punktach. Imponujące jest to, że ani razu nie udało mu się wystartować z pierwszej dziesiątki.

Jolyon Palmer (P6) - Wreszcie Jolyon zdobył upragnione punkty. To jego życiowy sukces podczas startów w F1. Jego najlepsze miejsce to 10. pozycja w zeszłorocznym GP Malezji. Muszę przyznać, że przez całe zawody jechał bezbłędnie unikając przygód (tj. kolizji czy uślizgów) i punkty mu się należały. Dla niektórych to najlepszy kierowca wyścigu. Inni natomiast uważają, że punkty zdobył jedynie dlatego, że pięciu kierowców będących przed nim musiało się wycofać z rywalizacji. Osobiście uważam, że pojechał dobry wyścig, a szczęście mu pomogło. Myślę, że miał szansę zdobyć punkty nawet gdyby nie DNF-y rywali. Może wreszcie presja trochę zeszła z niego jeśli wie już, że pozostało mu tylko i aż 6 wyścigów w barwach Renault (w przyszłym sezonie zastąpi go Carlos Sainz).

Stoffel Vandoorne (P7) - Genialny wynik Stoffela. Dla McLarena całe zawody byłby jeszcze lepsze gdyby Alonso dojechał do mety (tam wynik mógłby być naprawdę sensacyjny). Nie miał większych przygód w tych zdradliwych warunkach dlatego jak najbardziej wyniku może być zadowolony. Poza tym jak sam Belg powiedział - to było maksimum co dało się ugrać. Podobnie jak w przypadku Sainza i Palmera to dla Belga to najlepszy finisz w karierze. Nigdy wcześniej nie ukończył wyścigu na miejscu wyższym niż dziesiąte.
Lance Stroll (P8) - Po raz drugi w tym sezonie Lance pokazuje, że nie straszna mu jazda w deszczu. Jedynie podczas GP Chin nie do końca sobie poradził odpadając już na pierwszym okrążeniu. W Singapurze jednak jechał prawie doskonale. Prawie, bo wynik mógłby być jeszcze lepszy, ale przez błąd na dohamowaniu do jednego z zakrętów zmuszony został do oddania pozycji na rzecz Vandoorne'a. Belga nie udało mu się wyprzedzić i pozostała mu radość z pozycji ósmej. Te cztery punkty to i tak sporo biorąc pod uwagę szybkość Williamsa tego weekendu.

Romain Grosjean (P9) - Kierowca Haasa również może być zadowolony ze swojego występu (podobnie jak w Williamsie tempo w ten weekend było bardzo słabe). Wyścig rozpoczął na przejściówkach i prezentował całkiem niezłe tempo. Zmiany na slicki dokonał może okrążenie za późno, ale i tak starał się odebrać ósmą lokatę Strollowi - bezskutecznie. Dwa oczka to i tak dobry rezultat.

Esteban Ocon (P10) - Dzięki zdobytemu punktowi po raz 11. ekipa Force India podwójnie punktuje w tym sezonie. Było w tym trochę szczęścia, bo Esteban miał problemy z wyprzedzeniem Grosjeana, a 10. lokata to zasługa odpadnięcia Hulkenberga z rywalizacji. Francuz na pewno liczył na więcej. Podczas pierwszej zmiany opon (z deszczówek na przejściówki) musiał czekać za Perezem, a dodatkowo jego postój się przedłużył. To spowodowało spadek na dalszą lokatę. Potem jednak jechał bez większych błędów bezskutecznie próbując atakować innych kierowców. Jednak punkt to punkt. Na koniec warto wspomnieć, że razem z Hamiltonem pozostają jedynymi kierowcami, którzy ukończyli wszystkie wyścigi w tym sezonie.
Felipe Massa (P11) - Tego startu Brazylijczyk nie zaliczy do udanych. To była jego decyzja o starcie na deszczówkach. Nie była ona zła, bo wielu innych kierowców postąpiło tak samo. Niestety, kiedy inni zjeżdżali po przejściówki Massa licząc, że tor szybko przeschnie i od razu zmieni na slicki. W tych warunkach (start z końca stawki) była to niegłupia zagrywka, ale tor w Singapurze o dziwo wysychał bardzo powoli. Felipe tracił pozycję za pozycją i w drugiej części wyścigu wlókł się w końcu stawki. Dzięki odpadnięciu kilku kierowców zawody ukończył zaraz za punktowaną dziesiątką, ale to żadne pocieszenie. To i tak dobry wynik jak na Williamsa.

Pascal Wehrlein (P12) - U Niemca wystąpiła podobna sytuacja jak u Massy. Również start na deszczówkach i nadzieja na szybkie przeschnięcie toru, żeby zmienić na slicki. Potem przez niebieskie flagi nie mógł złapać odpowiedniego tempa i rytmu. Szkoda, bo takie wyścigi to dla Saubera jedyna szansa na punkty w tym sezonie.

Kevin Magnussen (DNF) - Nieudany wyścig Duńczyka. Start na pełnych deszczówkach, potem zmiana na przejściówki podczas neutralizacji. Jechał na punktowanej pozycji, ale założył slicki wydaje się jedno okrążenie za wcześnie. Miał przez to problem z utrzymaniem odpowiedniej temperatury a tym samym tempa. Potem został poproszony o przepuszczenie Grosjeana i pozostała mu jazda w drugiej części stawki. Na domiar złego wystąpił problem z samochodem i Kevin musiał wycofać się z rywalizacji.

Nico Hulkenberg (DNF) - Niestety, nieco haniebny rekord staje się faktem i Nico Hulkenberg zostaje samodzielnym liderem w klasyfikacji kierowców, którzy nie stanęli nigdy na podium w swoich startach w F1. Jego rekord to 129 wyścigów bez podium (wcześniej rekordzistą był Adrian Sutil ze 128 występami). Ponadto, patrząc na dyspozycję Hulka przez cały weekend to jego DNF jest strasznie przykry. Gdyby nie problemy z hydrauliką to miałby szansę naprawdę na dobry rezultat. Jechał na bardzo wysokim czwartym miejscu kiedy to został zmuszony do zjazdu do alei serwisowej i wycofania się z wyścigu. Jednak z optymizmem może patrzyć na kolejne wyścigi.
Marcus Ericsson (DNF) - Nieudany wyścig Szweda. W pierwszej części (po starcie na deszczówkach) był w stanie jechać niezłym tempem i utrzymywać się za rywalami. Jednak później w alei serwisowej doszło do drobnego incydentu przez co Marcus stracił trochę czasu. Próbując go nadrobić naciskał, ale chyba zbyt mocno przez co po wyjściu z T12 stracił panowanie nad samochodem uderzył w bandę kończąc wyścig, a nam kibicom dając kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Stracona szansa, ale o punktach niestety nie było mowy.

Danil Kvat (DNF) - Krótki wyścig Rosjanina. Po starcie i kilku okrążeniach jechał niezłym tempem co pozwoliło mu skutecznie zaatakować Kevina Magnussena. Jednak zaraz po tym manewrze przyblokował przednie koła przy dohamowaniu i nie udało się zatrzymać bolidu przed bandą. Koniec dobrze zapowiadającego się wyścigu. Zamiast tego mieliśmy drugi raz okres neutralizacji na torze i szansę na pitstopy dla całej stawki. Czy to będzie gwóźdź do trumny Kvyata jeśli chodzi o jego startu w przyszłym sezonie? Trudno powiedzieć, bo nie jest pewne czy Toro Rosso miałoby zmiennika. Nobuharu Matsushita nie ma superlicencji i raczej nie uda mu się jej zdobyć w tym sezonie.

Fernando Alonso (DNF) - A mogło być tak pięknie! Atomowy start Hiszpana z ósmego pola. Jeszcze przed pierwszym zakrętem znajdował się na trzecim miejscu. Niestety został uderzony przez duet Raikkonen-Verstappen przez co jego samochód podrzuciło i obróciło. Ciekawe, że to uderzenia wyglądało na dość mocne, ale Fernando był zdolny wrócić do wyścigu (niestety stracił wiele pozycji). W trakcie transmisji telewizyjnej jednak widać było na kilku ujęciach uszkodzenia podłogi (i nie tylko) w bolidzie Fernando. Dodatkowo, zespół stracił całą telemetrię więc nie był wstanie przekazać Hiszpanowi żadnych informacji o stanie samochodu. Dlatego też, Fernando po kilku okrążeniach razem z zespołem podjął decyzję o wycofaniu się z wyścigu. Wielka szkoda, bo sam Fernando stwierdził, że podium było raczej pewne, a i zapowiadał, że powalczyłby z Hamiltonem (po odpadnięciu Vettela na czwartym zakręcie Alonso byłby drugi). A tak niestety mamy kolejny nieukończony wyścig Hiszpana w tym sezonie. Dodać trzeba, że Fernando tylko TRZY! razy oglądał flagę w czarno-białą szachownicę w tym roku.
Sebastian Vettel (DNF) - Katastrofa, tragedia i dramat nie tylko dla Scuderii Ferrari i Verstappena, ale w szczególności dla Niemca. Dla tych, którzy nie wiedzą co stało się na starcie zachęcam do obejrzenia poniższego filmu z różnych kamer.
Widać, że Vettel po słabszym starcie robi to co zwykle robi lider w takiej sytuacji - "zamyka drzwi" kierowcy na P2 (Verstappen). Holender jak sam mówił, starał się odpuścić i wycofać, ale w tym samym momencie już był wyprzedzany z lewej przez Raikkonena, który wystartował fantastycznie. To spowodowało, że nagle Max znalazł się pomiędzy duetem Ferrari z brakiem możliwości do wycofania się (przez szersze opony). Doszło do kontaktu między Maxem i Kimim, co w konsekwencji przyniosło drugi kontakt - między Kimim i Sebem. Niemiec był w stanie pojechać dalej, ale przez uszkodzenia samochodu obróciło go w zakręcie czwartym gdzie ostatecznie zakończył wyścig. Natomiast Kimi nie panując już nad samochodem uderzył w Verstappena już w szczycie T1 i razem z nim uderzyli jeszcze w niczemu winnego Alonso. Wszyscy musieli się wycofać z wyścigu - Kimi i Max od razu, a Fernando kilka okrążeń później. Jeśli chodzi o winnego tego wypadku/incydentu, jak zwał tak zwał, to nie winiłbym tu Verstappena. Jechał swoją linią i został zaskoczony przez szybkiego Raikkonena. Jednak nieco skręcił kierownicą w lewo. Zakładam, że zrobił to aby uniknąć kontaktu z mocno ścinającym w lewo Vettelem. W tej sytuacji musiało dojść do kontakt, bo tylne opony są szersze od przednich. Raikkonen stał się ofiarą własnego fenomenalnego startu. Fin w wywiadzie powiedział: "Co mogłem zrobić lepiej/inaczej? Chyba tylko źle wystartować." Ostatecznie sędziowie wypadek ten uznali za incydent wyścigowy i nie przyznali kary żadnemu z kierowców. Jak dla mnie to chyba dobra decyzja. Jeśli musiałbym wskazać winnego to wskazałbym Sebastiana, bo po średnim swoim starcie a doskonałym starcie Raikkonena skupił się na Verstappenie nie widząc (założenie) Kimiego. Na koniec spuentuję tym co powiedział Mark Webber (niegdyś partner Seba w Red Bullu): "Seb czasem zapomina, że bolid nie kończy się w miejscu gdzie jest tył jego kasku". Tyle ode mnie w kwestii tego incydentu.

Max Verstappen (DNF) - O wypadku wszystko zostało już powiedziane i napisane powyżej. Dlatego pozostało skupić się na niezbyt przyjemnych statystykach Holendra w tym sezonie. To był już siódmy DNF (w 14 wyścigach) holenderskiego kierowcy. Po raz trzeci w tym sezonie Max zakończył wyścig na pierwszym okrążeniu (Hiszpania, Austria, Singapur). Oczywiście nadal znajduje się na dnie w ilości przejechanych okrążeń w tym sezonie.

Kimi Raikkonen (DNF) - Mógł być dublet, a była tragedia. Jak wcześniej pisałem Fin stał się ofiarą swojego doskonałego startu. To wszystko. To drugi w ostatnich 11 latach podwójny DNF zespołu Ferrari. Ostatni miał miejsce w GP Meksyku 2015, a wcześniej, w 183 wyściach przynajmniej jeden kierowca stajni z Maranello dojeżdzał do mety.
Podsumowując, 10. edycję GP Singapuru ukończyło zaledwie 12 kierowców. To najmniej w historii tego wyścigu. Nie jest to jednak zbyt zaskakujące biorąc pod uwagę fakt, że po raz pierwszy wyścig ten odbywał się w deszczowych warunkach. Ponadto, był to najkrótszy (w kontekście przejechanych okrążeń) wyścig w historii GP Singapuru. Po raz trzeci wyścig został skrócony do regulaminowych 120 minut przez co kierowcy zdążyli przejechać "tylko" 58 okrążeń. Pozostałe dwa wyścigi to wyścigi w 2012 roku (przejechano 59 kółek) oraz w 2014 (60 okrążeń).

Wyścig ten pokazał, że w sytuacjach gdy do pierwszego zakrętu jest naprawdę blisko, a warunki pogodowe nie dają doskonałej widoczności bardzo łatwo jest zepsuć sobie innym wyścig startując doskonale (Raikkonen, Alonso). Nie chcę zostać źle zrozumiany. Nie winię nikogo, ale przy tak krótkim dojeździe do pierwszego zakrętu i opadach deszczu ani Seb, ani nikt inny nie spodziewał się, że tak blisko znajdzie się zarówno Raikkonen jak i Alonso, którzy zostali ofiarami, bo zbyt dobrze wystartowali. Jest to jednak kolejna rzecz, która zawsze pozostanie niewiadomą, bo zawsze znajdzie się ktoś kto wystartuje lepiej bądź gorzej.

Co do wyniku to według mnie jest to przełomowy wyścig dla przebiegu całego sezonu. Lewis Hamilton ma w tym momencie 28 punktów przewagi nad Vettelem. Pozostało sześć wyścigów do końca, a żaden z nich nie będzie tak faworyzował Ferrari jak ten w Singapurze. Na ich szczęście nie ma też takich jak Monza. Jednak przed nami tory szybkie lub średnio-szybkie. Oczywiście wolne sektory się na nich znajdują, ale Sebastian będzie musiał jechać na 150% jeśli chciałby jeszcze wyrwać tytuł Lewisowi. Hamilton ma w tym sezonie trochę szczęścia, bo ukończył wszystkie wyścigi w tym sezonie (podobnie Esteban Ocon). Jak dla mnie czwarty tytuł Hamiltona jest na wyciągnięcie ręki, chyba, że przydarzy mu się DNF (lub miejsce poza top 10). Dodatkowo, Lewis w Singapurze korzystał z drugiej jednostki napędowej (tej użytej po raz pierwszy w Hiszpanii), a Seb prawdopodobnie stracił tą, na której jechał. Istotna więc będzie niezawodność lub jej brak. Liczę, że dla dobra rywalizacji Seb zdoła odrobić tę dużą stratę i to finał w Abu Dhabi da nam odpowiedź na pytanie kto zostanie mistrzem świata w sezonie 2017?

PS. Odnośnie rywalizacji konstruktorów to w tym momencie jest już po wszystkim (102 punkty przewagi Mercedesa nad Ferrari). Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. W zasadzie nie miałem ich już wcześniej więc tu nie ma o czym mówić. Pozostaje cieszyć się z walki o miejsca 5-8.